siedzę sobie na sali kinowej. Jest konkurs na najlepszy film o tematyce
lotniczej. Jakiś przydługi film o puszczaniu latawców. Nuda, choć fajnie
popatrzeć jak na trawniku zawodnicy z całego świata prezentują swoje barwne
konstrukcje. Z ulgą witam zakończenie. Krótsze filmiki wprowadzają pewne
ożywienie. Jeden z nich przedstawia nowy sport jakim jest zjeżdżanie na
nartach z przypiętym szybkim spadochronem. Jedzie się na nartach, a tam
gdzie skały i urwiska to się leci. Jak bardziej płasko, to się jedzie.
Dynamiczne ujęcia z kilku kamer, brak nudy, brawa na zakończenie. Podobnie
przy prezentacji filmu o ludziach-wiewiórkach. Są to skoczkowie
spadochronowi, których kombinezon pozwala na szybowanie z doskonałością 1.
Odpowiednio dobrany profil lotu umożliwia lecenie nisko nad stokiem z
prędkością dobrze ponad 100 km/h. Zdjęcia zapierają dech w piersiach bo
widownia wie, że tu nie ma miejsca na błędy. zakończenie filmu i brawa.
Kolejny film to relacja z zawodów w akrobacji paralotniowej. Piloci w akcji,
wywiady z pilotami i organizatorami, efektowne walnięcia w wodę. Koniec
filmu i grzecznościowe brawa. Kolejny film o jakimś dziadku, który twierdzi
na początku filmu, że latał przez całe swoje życie. Film długawy, bo
półgodzinny, a wszyscy już trochę zmęczeni. Jak na złość przez pierwsze
piętnaście minut obserwujemy niedołężnego staruszka prezentującego całą
kolekcję natręctw. Czuć wzrastające zniecierpliwienie na sali. W końcu po
piętnastu minutach przez ułamek sekundy miga paralotnia leżąca na dnie szafy
w przyczepie mieszkalnej starego dziwaka. Przez całą salę przebiega radosne
westchnienie nadzieji. Może będzie coś o lataniu? Rzeczywiście pojawia się
startowisko i ten sam staruszek w swoim dancingowym stroju przypięty do
paralotni. Męczarnia widowni dobiega kresu, bo staruszek za chwilę odpali
klasykiem, poleci i to będzie piękna i od dawna oczekiwana puenta. na razie
wszystko przebiega zgodnie ze scenariuszem widowni. Nagle zaskoczenie.
Staruszek zamiast wystartować efektownie wypiiiiiii się przy starcie. Wybuch
śmiechu na widowni, ożywienie, ale scenariusz wciąż zakłada jak najszybsze
wystartowanie. Kolejne nieudane próby powodują, że widzowie gotowi są
wskoczyć na ekran aby pomóc bohaterowi opowieści. Napiecie na sali sięga
zenitu. Gdy na twarzy bohatera widać skupienie przed startem cała sala ryczy
GOOOO. I tak kilka razy. W końcu kaleki start, odlot, a na sali śmiech brawa
uczucie ulgi. Publiczność szaleje, w oczach pojawiają się łzy radości.
Staruszek naprawdę lata, a teraz widzowie którzy tyle wysiłku włożyli we
wspólny start lecą razem z nim. Przeżywają niski lot prawie między drzewami,
wiedząc, że spotkania z nimi krucha istotka by nie przeżyła. Żywo reagują na
krótki kaszel, który przypomina, że tak kaszleć może tylko ktoś na łożu
śmierci. Koniec filmu. Owacja. Następny film. To relacja z pokazów w jakimś
Dubaju. Różne urządzenia latające, ogólnie ciekawie i latająco przez cały
czas. Zakończenie i grzecznościowe brawa.
Basior.
P.S. Film o praszczurze otrzymał w Saint Hillaire pierwsze miejsce od
publiczności i pierwsze miejsce od jury. Nie było wyżej ocenionego filmu. To
jednak prawda, że gdy przeprowadzano ankietę, kto najbardziej nie lubi
Polaków, okazało się, że pobiliśmy wszystkich na głowę.